Od rana czuję się zestresowana tematem dofinansowania leczenia nowotworów.
Co miesiąc dostaję przydział leku na mojego raka – refundowanego przez NFZ. Dotychczas traktowałam to jako coś oczywistego, ale dziś rano trafiłam na artykuł o cięciach w finansowaniu leczenia onkologicznego w Polsce. I pojawia się pytanie: co, jeśli mój lek przestanie być refundowany?
Jeszcze pół roku temu powiedziałabym: „Dam radę”. Założę zbiórkę pieniędzy, roześlę ją wśród znajomych, a znajomi przekażą dalej – jakoś się uzbiera.
Ale rzeczywistość brutalnie zweryfikowała ten optymizm. Mam aktywną zbiórkę, a przez trzy miesiące nie udało się uzbierać nawet na jedną miesięczną kurację.
Nie wiem, w czym tkwi problem – pewnie chorych jest po prostu zbyt wielu.
Ludzie stają się obojętni, przesyceni prośbami o pomoc.
Jestem w kropce.
Przeraża mnie myśl, że mogę znaleźć się w grupie osób pozbawionych dostępu do leczenia dostosowanego do mojej choroby.
A jeśli wybuchnie wojna? Wtedy już nie ma dla mnie ratunku. Wszyscy powtarzają, że konflikt jest nieuchronny, a ja nawet nie mam jak się przed tym zabezpieczyć.
Najlepszym rozwiązaniem byłoby po prostu wyzdrowieć. Ale ja mam raka nieuleczalnego. Mogę go jedynie zaleczać.
Podaj swój email. Dostaniesz wiadomość o nowym wpisie.